ze słuchawkami w
uszach 
ignorować otaczający świat. 
Nie słyszeć samochodów,
krzyków ludzi, 
przekleństw zza przystanku,
szumu wiatru.
Chociaż to tak cholernie głupie,
podświadomie wyobrażam sobie, 
że jestem częścią tej muzyki, a ona jest mną.
Nikt nie jest mi wtedy potrzebny,
za nikim nie tęsknię, do nikogo nie idę.
patrząc w niebo lub prosto przed siebie,
nie czuję nic poza może cieniem smutku
i przygnębienia,
czasem buntu.
Nic z tym nie robię, 
jedynie tak intensywnie
wczuwam się w słowa,
że nie zauważam jak zaczyna robić się coraz później
aż w końcu moja
droga się kończy, 
przekraczam bramę podwórka i wracam do tej pieprzonej rzeczywistości
Powtarzam to co wieczór
bo mogę wtedy odetchnąć...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz