
Wszytko zaczęło się powoli układać do dnia Wigilii, kiedy wszystko wróciło. On wrócił.Tak ten frajer, który kilka miesięcy wcześniej bez żadnych wyrzutów sumienia powiedział że ona nic dla niego nie znaczy. W pierwszej chwili co chciała zrobić to dać mu w twarz i zatrzasnąć przed nim drzwi ale była bardzo ciekawa co ma jej do powiedzenia. Okazało się nagle ni stąd ni z kosmosu chce wrócić jak gdyby nic. Kiedy ona "zaczęła żyć" on się pojawił i wszystko zaczęło się zapadać jak tamtego dnia. Straciła grunt pod nogami. Oczywiście on znalazł "piękne tłumaczenia " no i oczywiście przeprosiny. Ale dla niej to nic już nie znaczyło. Chciała aby znikł tak szybko jak się pojawił w jej życie. Może było głupia że nie dała mu drugiej szansy. Ale tym razem to nie tylko rozum ale serce mówiło jej że on na to nie zasługuje. a ona znów nie chciała cierpieć. nie chciała drugi raz samotnie przez to przechodzić. Po wysłuchaniu go dała mu do zrozumienia że ma wynosić się z jej życia. Myślała że ma to za sobą już. Niestety nie. Po chwili pojawił się ktoś jej bliski. i zobaczywszy jego pod jej drzwiami nie wytrzymał, musiał dodać swoje dwa grosze. No i oczywiście zaczęły się piękne kłótnie, krzyki... a ona stała nie wiedziała co się dzieje a powinna zareagować. Znów nic nie zrobiła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz