wtorek, 2 lipca 2013

Samodestrukcja- zaprzeczenie samej siebie


Co u mnie? Spoko. Pomijając to, że jest fatalnie, 
masakrycznie, zjebanie, chujowo, nie da się żyć, wszystko się jebie, nic nie chce wyjść i takie tam pierdoły.Czasem sobie nie radzę, w sumie ostatnio coraz częściej. Tak właśnie, nadszedł kolejny dzień, w którym mam ochotę wyjść z siebie. Tak po prostu. Ta cała szopka z udawaniem szczęśliwej, wychodziła mi znakomicie. Nie umiem już dłużej ukrywać faktu, że jest źle.Moje życie wygląda teraz jak jedno, wielkie 'o ja pierdole' . Wiesz co najmocniej boli? To,że wszyscy tak bardzo interesują się moim życiem. Obrabiają mi dupę po kolei, nie wiedząc jak bardzo mnie to boli. Nie umiem im się przeciwstawić. Czasem czuję się tak bezradna, że siadam na łóżku, bez sensu patrzę na ścianę, a po policzkach czuję jak spływa mi milion słonych i pełnych bólu łez.Przychodzi taki dzień, kiedy nawet żelki nie są w stanie Cię uszczęśliwić. kiedy stojąc przed lustrem, potrafisz wykrzyczeć, że nienawidzisz samej siebie .Przychodzą takie momenty w życiu, że żaden wulgaryzm nie jest w stanie wyrazić tego co czujemy... I to nie jest tak,że tak sobie mówię, naprawdę. Jest tak beznadziejnie,że sama sobie tego nie wyobrażam. Jeszcze jedno ' będzie dobrze', ' wszystko się ułoży', ' dasz sobie radę' albo ' przejdzie Ci', a wyjdę na ulicę i będę krzyczeć. To nic nie da! nadal będzie mi źle, a Ty mówisz tak tylko dlatego, bym dała ci spokój i dręczyła Cię swoimi problemami. Może kiedyś trafisz na moje wpisy i pomyślisz , że użalam się nad sobą , ale ja po prostu nie chcę trzymać wszystkiego w sobie . No więc, ogólnie jest spoko. Tylko wziąć nóż i się zapierdolić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz