środa, 5 czerwca 2013

Powrót do domu...

smętna piosenka, rzęsisty deszcz podświetlany przez uliczną latarnię. 
roztrzęsiona wewnątrz, patrzyłam na wszystko pozornie obojętnym wzrokiem. 
nie zważając na coraz bardziej mokre włosy i wodę przelewającą się w butach, 
brnęłam pod wiatr w stronę domu. 
piosenka dobiegała końca a ja byłam coraz bliżej. 
w pewnym momencie wyszłam z poza zasięgu świateł i w zupełnej ciemności pokonywałam ostatnie metry. gdzieś w mojej głowie pojawiło się nieśmiałe marzenie, niewinna myśl, 
że może mimo wszystko on właśnie stoi pod bramą i czeka na mnie, 
aby powiedzieć to cholerne „przepraszam” albo po prostu przytulić.
ostatnie nuty ucichły a ja otworzyłam zaciśnięte powieki i rozejrzałam się po ciemności. 
NIC
żadnego kształtu, cienia, oddechu.
ostatnia nadzieja, że zrozumiał ulotniła się wraz z momentem, 
gdy kolejny raz przekroczyłam próg tego domu wariatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz